wtorek, 5 marca 2024 05:17

Nawet górale rzucali ciupagi i biegli go oglądać. Minęło 20 lat od śmierci jednego z najciekawszych artystów powojennej Polski

Autor Mirosław Haładyj
Nawet górale rzucali ciupagi i biegli go oglądać. Minęło 20 lat od śmierci jednego z najciekawszych artystów powojennej Polski

– Kobiety wypełniały jego serce, a przy tym inspirowały do pisania najwspanialszej, lirycznej poezji. Mamy przecież cudowne piosenki napisane dla Marii Koterbskiej, ale i olśniewające erotyki, które pisał dla koleżanek radiowych i zostawiał je w studiu po skończonym dyżurze. Cytuję w książce "Zakochany ołówek" napisany dla reżyserki słuchowisk, Zofii Rakowieckiej. To jest absolutnie rozbrajająca poezja – mówi w rozmowie z Głosem24 dr Maria Wilczek-Krupa – teoretyk muzyki w Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie oraz autorka biografii Jeremiego Przybory zatytułowanej "Żuan Don".

Przedwojenny dżentelmen, przystojny i szarmancki, uroczy oraz kochliwy. Jego sercem rządziły kobiety, niekwestionowaną królową była Agnieszka Osiecka. Prawdziwą miłość i szczęście znalazł dopiero w trzecim małżeństwie, z Alicją Wirth. Twórca legendarnego Kabaretu Starszych Panów. Niekwestionowany geniusz słowa o wyrafinowanym poczuciu humoru, poeta (choć sam wolał określenie: lirycysta). Mistrz.

Wychował się w nietypowej rodzinie, w latach 30. był guwernerem rosyjskiego hrabiego, w czasie wojny prowadził sklep, a w czasie powstania warszawskiego był głosem Polskiego Radia. Choć jego radiowa kariera rozpoczęła się przez przypadek, całe życie był związany właśnie z nim.

Maria Wilczek-Krupa zafascynowana „życiem i jego przejawami”, jak mawiał Żuan Don, wytrwale i nie licząc czasu (przez blisko pięć lat!), dokumentowała świat Starszego Pana B. Czytała, badała, rozmawiała, podawała w wątpliwość. I ujawniła: prawdziwą historię Jeremiego Przybory, przesyconą miłością, poezją i atmosferą dwudziestowiecznej Warszawy. Wielowymiarową i trudną. Owianą tajemnicami i zawierającą szczegóły, o których nie wiedział on sam. Jej biografia to nakreślony z niespotykanym rozmachem barwny, wielowymiarowy i nieoczywisty portret jednego z najciekawszych artystów powojennej Polski. Historia Jeremiego Przybory, rozpięta na tle trzech epok, to również opowieść o ludziach (Jerzym Wasowskim, Kalinie Jędrusik, Irenie Kwiatkowskiej, Edwardzie Dziewońskim, Magdzie Umer, Grzegorzu Turnale i wielu innych). Opowieść o ponadczasowej konstelacji gwiazd, która fascynuje do dziś. Żuan Don to nakreślony z niespotykanym rozmachem barwny, wielowymiarowy i nieoczywisty portret jednego z najciekawszych artystów powojennej Polski. Historia Jeremiego Przybory, rozpięta na tle trzech epok, to również opowieść o ludziach (Jerzym Wasowskim, Kalinie Jędrusik, Irenie Kwiatkowskiej, Edwardzie Dziewońskim, Magdzie Umer, Grzegorzu Turnale i wielu innych). Opowieść o ponadczasowej konstelacji gwiazd, która fascynuje do dziś.

Z okazji przypadającej 4 marca dwudziestej rocznicy śmierci Jeremiego Przybory porozmawialiśmy z autorką jego biografii o postaci legendarnego artysty.

Maria Wilczek-Krupa/Fot.: Rafał Siderski, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe
Maria Wilczek-Krupa/Fot.: Rafał Siderski, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

W przedmowie do "Żuan Dona" pisała pani o swoim dzieciństwie, w którym obecna była twórczość Jeremiego Przybory. To właśnie ona stała się pewnym asumptem do napisania jego biografii. Czym ujął panią Przybora? Dlaczego stał się dla pani taki ważny?

– W pierwszej kolejności zafascynowały mnie maestria, wyrafinowanie i sprawność w zabawie słowem. Pochodzę z domu, w którym używało się giętkiej polszczyzny i "mówienie Przyborą" było na porządku dziennym. Do tego stopnia, że w dzieciństwie byłam przekonana, że "osculati" to rodzaj przekleństwa, a w lesie rosną "lwyby". Trudno mi zatem wskazać moment, w którym zapoznałam się z jego twórczością, ale chyba to jest właśnie przyczyna, dla której stał się taki ważny. W miarę upływu lat i poznawania jego poezji - coraz ważniejszy.

Jeremi Przybora był amantem, którego klasa kojarzy się z przedwojennym dżentelmenem. Skąd więc w tytule Żuan Don będący aluzją do słynnego Don Juana? Czyżby pod wizerunkiem eleganta skrywał się cynik przedmiotowo traktujący kobiety, jak ten z opery Mozarta?

– Tytuł pochodzi oczywiście z piosenki Jeremiego Przybory "A ta Tola", co "wolała Anatola, bramkarza od footbola z Tarnopola", chociaż z niego był "lekkomyślny Polak, lowelas i żigolak, żuan don". Co ciekawe, po raz pierwszy w mojej pisarskiej pracy zdarzyło się, że zaczęłam ją właśnie od tytułu, który miałam w głowie już na etapie podpisywania umowy z wydawnictwem. W wypadku Przybory uosabiał wszystko - odniesienie do szesnastowiecznego hiszpańskiego Don Juana słynącego z uroku osobistego i słabości do kobiet, ale także mistrzostwo w żonglowaniu słowem i zabieg poetycki, który stosował niezwykle chętnie, czyli szyk przestawny zaczerpnięty z dworskiej poezji Morsztyna.

Okładka biografii Jeremiego Przybory autorstwa Marii Wilczek-Krupy/Fot.: Wydawnictwo Znak, materiały prasowe
Okładka biografii Jeremiego Przybory autorstwa Marii Wilczek-Krupy/Fot.: Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

Wspomniała pani o słabości do płci pięknej. Jaką rolę pełniły kobiety w życiu Jeremiego Przybory? Był trzykrotnie żonaty, a to, że łatwo się zakochuje i nie stroni od flirtów, było wiedzą powszechną.

– Kobiety wypełniały jego serce, a przy tym inspirowały do pisania najwspanialszej, lirycznej poezji. Mamy przecież cudowne piosenki napisane dla Marii Koterbskiej, ale i olśniewające erotyki, które pisał dla koleżanek radiowych i zostawiał je w studiu po skończonym dyżurze. Cytuję w książce "Zakochany ołówek" napisany dla reżyserki słuchowisk, Zofii Rakowieckiej. To jest absolutnie rozbrajająca poezja.

W pewnym okresie głośno było o związku Przybory z Agnieszką Osiecką. Która z jego miłości była szczególnie ważna i dlaczego?

– O romansie Przybory z Osiecką zrobiło się głośno dopiero po jego śmierci, kiedy Magda Umer opublikowała ich listy miłosne. Niewątpliwie była to największa i najbardziej burzliwa miłość w życiu Jeremiego - nawet jako staruszek chodził pod jej okna i wspominał czas, w którym była mu bliska. Mówiąc "największa miłość", nie mam jednak na myśli, że "najprawdziwsza", bo ta przyszła w jesieni życia, kiedy poznał i ożenił się ze scenografką Alicją Wirth. Dopiero przy niej uzyskał wewnętrzny spokój, którego tak było mu brak. Bardzo istotną kobietą była też Barbara Wrzesińska, z którą połączyło go gorące uczucie na początku lat 60., jeszcze zanim poznał Osiecką. To Wrzesińska była pierwszą osobą, która złamała mu serce, i to z rozpaczy po niej napisał jedno ze swoich największych arcydzieł, zaczynające się od słów: "Już kąpiesz się nie dla mnie w pieszczocie pian". Treść piosenki została zaczerpnięta z życia, bo ilekroć dzwonił do Basi, tylekroć zastawał ją w wannie.

Alicja Wirth, Jeremi Przybora/Fot.: archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

Wracając do zacięcie do słownych gier i zabaw, Przybora odziedziczył je po babce.

– Babce i nie-babce, bo nie łączyły ich więzy krwi, o czym Jeremi do końca życia się nie dowiedział. Przypadkiem odkryłam, że babka Adela (imienia Żuan Don też nie pamiętał) była drugą żoną dziadka Stanisława Kozłowskiego i macochą, a nie matką Jadwigi, czyli mamy Jeremiego Przybory. Była elegancką, wyrafinowaną damą z zaskakującą skłonnością do wulgaryzowania i przeinaczania słów. Smutną minę męża kwitowała uwagą, że jest "zdupiesiały", a gdy był zdenerwowany, upominała go, żeby uważał, bo mu "pierdząca żyłka pęknie". Jeremi był przekonany, że to po niej odziedziczył poczucie humoru i poetyckie zdolności.

Czy nie jest zastanawiające, że Kabaret Starszych Panów, który Jeremi Przybora współtworzył z Jerzym Wasowskim, ze swoim jakże charakterystycznym arystokratycznym zacięciem mógł działać w czasach Polski Ludowej?

– Nie mógłby powstać w innych, jak sądzę. To właśnie zderzenie z przaśną, szarą rzeczywistością PRL podkreśliło klasę i przedwojenny sznyt tego programu. Kabaret był ucieczką, czymś w rodzaju bańki, w której Starsi Panowie znaleźli schronienie przed bylejakością i intelektualnym brudem. Polacy też wtedy potrzebowali takiej odskoczni, dlatego program Przybory i Wasowskiego zabłysnął na telewizyjnym firmamencie jako najjaśniejsza z gwiazd. Legenda głosi, że nawet górale rzucali ciupagi i biegli do domów, żeby nie przegapić emisji.

Jeremi Przybora/Fot. archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe
Jeremi Przybora/Fot. archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

Twórczość Kabaretu Starszych Panów i samego Przybory należy dziś do absolutnej klasyki. O jego utworach bardzo pozytywnie wypowiadali się Wojciech Młynarski i Wisława Szymborska. Co ciekawe, Przybora nie uważał się za poetę…

– Mówienie o nim jako o poecie śmieszyło go i twierdził, że nie jest to miano dla niego. O poezji można było jego zdaniem mówić w wypadku Tuwima, Gałczyńskiego albo Barańczaka. Nie lubił też słowa "satyryk", wolał, gdy nazywano go humorystą. Ukuł wreszcie słowo, które oddawało jego profesję: "lirycysta", od angielskiego "lirycs", bo był w końcu niedoszłym anglistą. Pięknie spuentował to Grzegorz Turnau, mówiąc w rozmowie ze mną, że "on po prostu pisał lirycs, a muzyka była composed by Jerzy Wasowski, a potem by Jerzy Derfel, Seweryn Krajewski i inni".

Jeremi Przybora/Fot. archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe
Jeremi Przybora/Fot. archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

Maria Wilczek-Krupa – teoretyk muzyki w Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, historyk, publicystka, autorka bardzo dobrze przyjętych i nagradzanych biografii: Kilar. Geniusz o dwóch twarzach oraz Górecki. Geniusz i upór. Pisze powoli. Zostawia przestrzeń na domysły i nie boi się współczesnego języka. Bohaterów swoich książek nie odlewa z brązu.

Fot. gł.: Jeremi Przybora, źródło: archiwum K. Przybory, Wydawnictwo Znak, materiały prasowe

Dobra książka

Dobra książka - najnowsze informacje

Rozrywka