wtorek, 12 marca 2019 14:31

Pamiętajmy o żołnierzach niezłomnych (4): Ferdynand Talaga

Autor Bernard Szwabowski
Pamiętajmy o żołnierzach niezłomnych (4): Ferdynand Talaga

Podporucznik Ferdynand Talaga z Węgrzc Wielkich, więzień polityczny w latach 1945 – 1956, członek Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego w Krakowie.

Ferdynand Talaga ur. 10.12. 1925 r. w Brzegach, jako syn Julii z Maćkowskich i Józefa Talagów. Od 1951 r. zamieszkały w Węgrzcach Wielkich z żoną Barbarą i czteroma córkami (obecnie mężatki). Z zawodu elektryk średnich napięć. Jego wspomnienia z okresu II wojny światowej i powojennego były publikowane na łamach czasopisma „Gotów“ wydawanego w Parafii Strumiany.

18.07. 1954 r. w Skawinie został aresztowany przez funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego za przekazywanie informacji do Radia Wolna Europa i Głos Ameryki, usunięcie ze ściany i zniszczenie godła Państwa Polskiego, portretu Bolesława Bieruta, prezydenta RP, szydzenie z ustroju politycznego w naszym kraju oraz użycie obraźliwych słów pod adresem radzieckiego przywódcy Malenkowa.

Po śledztwie w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa w Krakowie przy ul. Batorego, osadzony został w więzieniu przy ul. Montelupich. Wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Krakowie z 8.12. 1954 r. został skazany na łączną karę 2 lat pozbawienia wolności, którą odbywał od 19. 07. 1954 r. do 1.12.1955 r. w więzieniach i Obozie Karnym przy Kopalni Węgla Siersza-Wodna – szyb Artur w Jaworznie, gdzie był zmuszany do pracy w kopalni przy wydobyciu węgla. Więziony był w więzieniu na przedmieściach Jaworzna, gdzie przetrzymywani byli przestępcy i więźniowie polityczni. Mieszkali w drewnianych barakach. Codziennie w miesiącach grudzień, styczeń, luty pracował w kopalni na pierwszej zmianę, nie widząc jasności (stąd ma słabe oczy). Dzień zaczynał się od pobudki o godz. 4-ej, mycie, śniadanie, dojście z obozu do szybu ok. 200 m, zjazd do kopalni na gł. 960 m. Praca była przy eksploatacji węgla i przy odzyskiwaniu drewna z zabezpieczenia filarów o wysokości ok. 4 m. W pracy był tylko jeden górnik przodowy-strzałowy a reszta to więźniowie. Obok była kopalnia – szyb Janina, którą wykorzystano, gdy był zawał głównego chodnika do szybu Artur. Urobek był wywożony windą na powierzchnię. Na jednej zmianie wydobywano 200. 000 ton węgla. Węgiel był wysyłany do Związku Radzieckiego.

Wynagrodzenie za pracę więźniów kopalnia płaciła obozowi pracy Jaworzno w wysokości ½ z wynagrodzenia więźnia i ono było przekazywane na utrzymanie więzienia i więźniów (było to więzienie lepsze jak na Montelupich) 1/3 szło na wypiskę do kantyny, a 1/3 na stalową kasę (wypłacano gotówkę przy wyjściu z obozu). Obóz miał własną tuczarnię świń. Pracowaliśmy codziennie od 6.00 do 16.00-ej, także w niedzielę, w Święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc.

W czasie pracy w marcu, kwietniu 1955 r. wyrobisku nastąpiło tąpnięcie i Pan Talaga został przygnieciony węglem do połowy - nogi i tułów były przywalone węglem - czerty godziny tak leżał. Karbidówka zgasła. Wołał na pomoc Józefa Myszę, z którym pracował. Jednak on nie odzywał się, bo został całkowicie zasypany. Myszę zwali “górol”, bo miał swój prywatny las w okolicy Limanowej. W tym lesie ściął jedno drzewo-buka na dyszel do wozu. Straż leśna złapała go, gdy szedł z dyszlem do domu. Za to otrzymał wyrok 6 miesięcy pozbawienia wolności, który odbywał w obozie Jaworzno i pracował na kopalni Artur. Co się stało z ciałem Józka nie wiadomo. Od miejsca wypadku Pana Talagi do przodku było 15 km. Koledzy przenieśli go na noszach do elektrowozu, którym został zawieziony pod szyb. Szybem wywieziono go na powierzchnię. Trafił do szpitala w Chrzanowie, gdzie przebywał ok. 8 dni. Pilnowali go strażnicy, chociaż nie chodził. Po szpitalu został przewieziony do obozu w Jaworznie. Leżał na Izbie Chorych. Żona z córką, Dorotą, która miała 2 lata, przyjeżdżała na widzenie. Druga córka, Marysia w tym czasie miała 6 miesięcy i pozostawała w domu przy rodzicach żony. Koledzy przenosili go na stołku na piętro, na widzenie, do pomieszczenia obok biura komendanta obozu.

Po opuszczeniu Izby Chorych przerzucono go na wózek inwalidzki i sierżant gospodarczy woził go i pilnował jak na siedząco naprawiał urządzenia elektryczne w pralni, które wymieniał ze starych na nowe. Po zakończeniu pracy w pralni pracował w gabinecie dentystycznym na terenie obozu u Mariana Romańczuka, więźnia, lekarza-dentysty. Z dentystą Romańczukiem Pan Ferdynand spotkał się podczas pobytu w więzieniu na Montelupich w celi nr 90. Dentystę aresztowano za posiadanie broni nieużywanej i skazano na 5 lat więzienia. Po odbyciu kary mieszkał w Żywcu i prowadził gabinet dentystyczny. Pan Talaga dorabiał mu urządzenia dentystyczne, szlifierki do polerowania.

Po przeszło miesiącu został ponownie skierowany do pracy na dole w kopalni ale nie na przodku ponieważ miał trudności z poruszaniem się, tylko do obsługi taśmociągu, na stanowisko elektryka. Na tym stanowisku pracował do chwili zwolnienia z Obozu w Jaworznie1.12. 1955 r. Nie siedział w więzieniu 2 lata, bo pracując na dole w kopalni władze więzienne liczyły za 1 dniówkę, dwa dni więzienia. Dlatego wyszedł wcześniej - po 16 miesiącach i 11 dniach. Milicja nie dała mu spokoju.

Po powrocie do Węgrzc Wielkich, do domu żony, musiał co tydzień meldować się na posterunku Milicji Obywatelskiej w Wieliczce przy ul. Kilińskiego. Mieściła się tam także komórka Urzędu Bezpieczeństwa. Zatrudnił się w Krakowskim Przedsiębiorstwie Wodno-Inżynieryjnym. Pracował przy kanale z Łączan do elektrowni Skawina. Budował podstacje energetyczne w Brzeźnicy, Jaśkowice, Zelczyna. Po zakończeniu budowy kanału chciano go wysłać na elektrownię wodną w Solinie na Sanie - nie zgodził się i zwolnił się z tej pracy. Przyjął się do firmy prywatnej w Rzezawie k. Bochni i był skierowany do pracy w elektryfikacji wsi Wał-Ruda. Pierwszym domem gdzie zakładał instalację elektryczną był dom rodzinny rodziców ś. p. Janusza Kurtyki, prezes IPN. Był brygadzistą, miał pod sobą 5 ludzi. Potem przyjął się do Krakowskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego i tu pracował do emerytury. Pracował w Płaszowie przy budowie chłodni na dwie zmiany jako elektryk. Był rok 1970. Po skończonej pracy (gdy na wybrzeże jechał transport czołgów) stał na przystanku PKP -Węgrzce Wielkie i patrzył na ten transport kolejowy między godz. 22.00-24.00. Podszedł do niego pochodzący ze Śledziejowic, posterunkowym w Wieliczce z grupą kolegów milicjantów i spałowali go bez dania racji. Nikt tego zajścia nie widział. Pobity wrócił do domu.

Gdy pracował u kolegi na budowie w Nowej Hucie - zakładał mu prąd, po pracy, wieczorem udał się do siostry, która mieszkała w Centrum i widział milicjantów pilnujących pomnika Lenina. Ni stąd, ni zowąd wybiegli milicjanci w mundurach i spałowali go. Bronił się, stawiał opór. Zaprowadzili go na posterunek do komendanta. Pokazał komendantowi legitymację Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBOWiD-u) i ten kazał im go przeprosić i odwieźć do domu. Komendant pouczył ich, że najpierw trzeba człowieka wylegitymować. W tym czasie był na dworcu w Krakowie dwa razy zatrzymany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa z pytaniem: „Czy Wam podoba się teraz socjalizm?“ Nic nie odpowiedział, popatrzył na nich i poszedł do pracy.

Pan Ferdynand Talaga od 1970 r. należał do ZBoWiD-u w Wieliczce. Od 1982 r. jest na emeryturze. Po 1989 r. wstąpił do Związku Kombatantów i Byłych Więźniów Politycznych RP i Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego w Krakowie. Dopiero w 2011 r. Sąd Okręgowy w Krakowie unieważnił wyrok wymierzony F. Taladze 6.12.1954 r. Pan F. Talaga uczestniczy w spotkaniach w spotkaniach z cyklu „Wieliczka-Wieliczanie“ (foto z 216 spotkania) i z cyklu „Mnie Ta Ziemia od innych droższa“ organizowanych w szkołach z okazji Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych przez Dział Regionalny Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Wieliczce. 5.11.2014 r. brał udział w 64 spotkaniu w Powiatowym Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego razem z kapitanem Stanisławem Szuro, skazanym na karę śmierci w 1947 r. (foto).

Opracowała Jadwiga Duda

Historia

Historia - najnowsze informacje

Rozrywka