sobota, 24 listopada 2012 21:02

Aleksandra Woźniak: "Kocham życie"

Autor Anna Piątkowska-Borek
Aleksandra Woźniak: "Kocham życie"

Aleksandra Woźniak jako aktorka debiutowała dwadzieścia lat temu w Teatrze Telewizji. Widzom znana jest jednak przede wszystkim z ról w serialach, tj. „Złotopolscy”, „Linia Życia”, „Szpital na perypetiach”, „Kryminalni”, „Daleko od noszy”, „Plebania”, czy „13 Posterunek”. Sama jednak podkreśla, że rolą jej życia jest macierzyństwo i to właśnie bycie mamą dwóch córek-bliźniaczek daje jej mnóstwo energii.

W tym roku mija dwadzieścia lat od Pani aktorskiego debiutu. Jak dziś wspomina Pani swoją pierwszą rolę?

– Debiutowałam u Doroty Kędzierzawskiej w „Moim Drzewku Pomarańczowym”. Było to w 1992 roku. Miałam tę przyjemność pracować ze wspaniałymi aktorami, m.in z Gabrielą Kownacką i Tadeuszem Hukiem. Jako siedemnastolatka grałam intuicyjnie. Wiele się nauczyłam na tym planie. Dorota Kędzierzawska ma niezwykły talent do prowadzenia młodych aktorów. Pod koniec zdjęć, napisała mi w scenariuszu, że nie mogła sobie wymarzyć lepszej Glorii (tak nazywała się postać, którą zagrałam). Z wrażenia nie spałam całą noc :) A scenariusz mam do dziś. Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś się spotkać z tą reżyserką na planie.

Grała Pani w wielu serialach, tj. „Złotopolscy”, „Linia Życia”, „Szpital na perypetiach”, „Kryminalni”, „Daleko od noszy”, „Plebania”, czy „13 Posterunek”. Czy któraś z serialowych bohaterek, w jakie się Pani wcieliła, była Pani najbliższa?

– Nie jestem przywiązana do jednej roli. Dla mnie najważniejsze było to, by każda przeze mnie grana postać była inna od poprzednich i na tym się koncentrowałam. Im bardziej te postacie różniły się ode mnie, tym większą przyjemność sprawiała mi gra. Niewątpliwie dużą satysfakcję dawała mi praca w „Linii Życia”, gdzie grałam Monikę Pruską. Czułam, że w tej roli mogę rozwinąć skrzydła i pokazać dużo emocji, począwszy od nieznośnej zołzy, poprzez wyniosłą szefową salonu fryzjerskiego, do małomiasteczkowej dziumdzi, a kończąc na metamorfozie, jaką przeszła po tym, jak została porzucona przez męża.

Wielu widzów kojarzy Panią głównie jako policjantkę Kasię z „13 Posterunku”. Kiedyś w jednym z wywiadów wspomniała Pani, że „13 Posterunek” wiele Pani dał, ale wiele też odebrał... Jak przedstawia się ten bilans?

– Niewątpliwie wiele zawdzięczam udziałowi w tym serialu. Z drugiej strony myślę, że chyba jednak też sporo straciłam, wcielając się w tak charakterystyczną postać, jak policjantka Kasia. Myślę, że na długi czas zostałam zaszufladkowana. Ale nie chcę, by zabrzmiało to jak pretensja do losu. Ja naprawdę doceniam to, co mam i bardzo się cieszę, że od tylu lat mam możliwość wykonywania zawodu, który jest jednocześnie moją pasją.

Dziś jest Pani mamą na pełny etat, sama prowadzi dom, a równocześnie pracuje Pani zawodowo. Co daje Pani tyle energii?

– Kocham życie i staram się czerpać z niego pełnymi garściami. Odkąd jestem mamą, mam jeszcze więcej energii niż wcześniej. Macierzyństwo mnie uskrzydla.

Jakie są Pani córeczki-bliźniaczki? Podobne do siebie?

– Fizycznie są podobne, natomiast charaktery mają inne.

Na swoim blogu napisała Pani, że Pani córeczki to niejadki. Jakimi „podstępami” nakłania je Pani zatem do jedzenia? :)

– Oj, na ten temat to mogłabym wydać trylogię! Jeśli chodzi o nasze menu, to jest ono całkowicie podporządkowane dzieciom. Jest kilka potraw, które moje dziewczynki lubią, więc gotuję je im na okrągło. Do tego kombinuję, by były mocno kaloryczne, bo dziewczynki są bardzo szczupłe, a jedna z nich to można powiedzieć - chuda, więc przemycam kalorie, gdzie się da!

Macie z córkami swoje ulubione miejsca, gdzie najczęściej razem wychodzicie lub wyjeżdżacie?

– Uwielbiamy Łazienki, szczególnie jesienią, kiedy są tak piękne kolory. Zbieramy owoce jesieni i potem w domu robimy z nich różne fajne stworki, zwierzątka. Jesteśmy też częstymi bywalczyniami kina. Generalnie weekendy i wolne dni spędzamy bardzo intensywnie. Jesteśmy bardzo towarzyskie, więc często albo gdzieś wychodzimy, albo przyjmujemy gości. W zimie jeździmy na narty, a latem nad morze, wszystko w kraju, bo jest piękny.

A zwiedzałyście już razem Małopolskę?

– Oczywiście, z dziewczynkami kilka lat pod rząd jeździłam zimą do Rabki. Pierwszy ich kontakt z nartami miał miejsce właśnie tam. Wiosną tego roku spędziłam natomiast z moim Szymonem weekend w Krakowie. A część mojej rodziny pochodzi z Dąbrowy Górniczej. Także mam swoje korzenie w Małopolsce.

W maju tego roku Pani córki przystąpiły do Pierwszej Komunii Świętej. A czy Pani pamięta swoją Pierwszą Komunię?

– Szczerze mówiąc, zostały mi w pamięci tylko dwie rzeczy: sukienka, którą uszyła mi moja babcia - z firanek zresztą :) oraz lalka, którą dostałam w prezencie. :) Nic więcej nie pamiętam... Nie jestem pewna, czy w wieku 8-9 lat jesteśmy w ogóle w stanie właściwie pojmować i przeżywać komunię.

Co Pani najchętniej robi, gdy ma Pani czas tylko dla siebie?

– W wolnych chwilach lubię zaparzyć sobie aromatyczną herbatę, zapalić przytulne, ciepłe światło, opatulić się pledem i przy relaksującej, spokojnej muzyce poczytać sobie książkę. :) Uwielbiam też spotykać się z przyjaciółmi.

Podczas tegorocznych wakacji była Pani na survivalu. Jak dawała sobie Pani radę? Czy były momenty, że chciała Pani stamtąd uciec? :)

– Mogę śmiało powiedzieć, że przeżyłam przygodę życia! Nigdy bym nie pomyślała, że tego typu ekstremalne zawody sprawią mi tyle radości. Generalnie jestem dość drobną osobą, nigdy nie byłam też specjalnie odważna. I właśnie ten wyjazd dał mi możliwość udowodnienia sobie, że potrafię pokonać własne słabości i lęki! Nie obeszło się czasami bez łez, ale ani razu się nie poddałam. :) Nie mogę niestety pochwalić się wygraną, ale chyba nie mam też się czego wstydzić - 9 miejsce na 24 uczestniczki dla takiej nowicjuszki jak ja, to chyba nie tak źle? :) Dostałam też dwa wyróżnienia: za najpiękniejszy uśmiech i pokonywanie własnych barier oraz za wyjątkowe przywództwo drużynie w trakcie płynięcia pontonem. :)

Ma Pani dwóch młodszych od siebie braci. Jakie były Wasze wspólne ulubione zabawy w dzieciństwie?

– Uwielbialiśmy się bawić np. w rakietę. Wystarczyły cztery krzesła, dwa koce, latarki, kartka z kolorowymi naklejkami udająca pulpit sterowniczy i statek kosmiczny był gotowy do startu. Generalnie organizowałam braciom wiele kreatywnych zabaw, nie było jeszcze wtedy komputerów w każdym domu, więc dzieci same sobie musiały zorganizować rozrywkę. I uważam, że to miało bardzo pozytywny skutek, bo rozwijało wyobraźnię. Dlatego mocno dawkuję moim dzieciom dostęp do telewizji i komputera, by miały szansę na samodzielną zabawę bez dodatkowych bodźców.

Kiedy występuje Pani w różnych programach, zawsze się Pani uśmiecha. Jest Pani optymistką?

– Myślę ,że tak.

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak w Pani domu wygląda Wigilia? Kto ubiera choinkę? Ile potraw jest na stole?

– Wszyscy razem ubieramy choinkę w naszym domu, a potem jedziemy do moich rodziców, gdzie spotykamy się też z moimi braćmi i ich rodzinami i ubieramy drugą choinkę. Wigilię przygotowuje moja mama, jej potrawy nie mają sobie równych! Zgodnie z tradycją na naszym wigilijnym stole znajduje się 12 potraw. Gdy dzieci, a jest ich nie mało, bo moi rodzice doczekali się już piątki wnuków, wypatrzą pierwszą gwiazdkę, zasiadamy do stołu. Po karpiu, a przed deserem, rozdajemy prezenty. Potem razem śpiewamy kolędy i biesiadujemy do późnych godzin.

Co najbardziej lubi Pani w Świętach Bożego Narodzenia?

– Bliskość rodziny, dźwięk kolęd i zapach choinki.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek

Cała prawda o... - najnowsze informacje

Rozrywka