środa, 4 lipca 2012 19:29

Małgorzata Ostrowska: "Jest jeszcze tyle rzeczy, którymi chciałabym się zająć"

Autor Anna Piątkowska-Borek
Małgorzata Ostrowska: "Jest jeszcze tyle rzeczy, którymi chciałabym się zająć"

Małgorzata Ostrowska początkowo chciała być biologiem, a to, że ostatecznie znalazła się w Studio Sztuki Estradowej, było, jak mówi, dziełem przypadku. Od początku lat osiemdziesiątych odnosiła ogromne sukcesy z grupą Lombard. Nie było też w tych czasach drugiej tak wyrazistej rockowej wokalistki - jej znakiem rozpoznawczym był makijaż na pół twarzy, fantazyjnie przycięte i uczesane włosy, i oczywiście czarna skórzana odzież. W 1999 roku rozpoczęła solową karierę. Nadal śpiewa, pisze teksty, nagrywa płyty i na razie nie zamierza z tego rezygnować. Poza tym ma jeszcze mnóstwo pomysłów, które chciałaby zrealizować, a do tej pory nie było na nie czasu.

Jaka była Pani ulubiona zabawa w dzieciństwie?

– Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Jak każde dziecko angażowałam się chętnie w różne zabawy i równie chętnie bawiłam się z dziewczynkami lalkami, jak i strzelałam z drewnianych karabinów z chłopakami.

O wyborze jakich zawodów myślała Pani, zanim zapadła ostateczna decyzja o śpiewaniu?

– Śpiewałam od jedenastego roku życia, ale nigdy nie wiązałam swojej przyszłości ze śpiewaniem. Chciałam być biologiem, biochemikiem i dlatego zdawałam na biologię na UAM w Poznaniu. Nie dostałam się i to spowodowało, że znalazłam się w Studio Sztuki Estradowej. To, że śpiewam, jest więc w pewnym sensie dziełem przypadku.

Przez wiele lat współpracowała Pani z zespołem Lombard. Co z tamtych czasów wspomina Pani z największym sentymentem?

– Tamte czasy w całości wspominam z sentymentem. Byliśmy grupą przyjaciół, szukaliśmy swego miejsca w życiu, czuliśmy smak wolności i walczyliśmy o nią, a na to wszystko to, co mówiliśmy ze sceny, znajdowało słuchaczy! Czy młody, początkujący artysta może marzyć o czymś więcej? Graliśmy mnóstwo koncertów, codzienne życie było radosną imprezą i na dodatek dostawaliśmy za to pieniądze. :)

Utwór „Szklana pogoda”, wszedł do kanonu polskiego rocka. Mogłaby Pani opowiedzieć, jaka była historia powstania tego kawałka?

– Marek Dutkiewicz przysłał tekst, do którego Grzegorz Stróżniak napisał muzykę. No, nie do całego tekstu, bo część po prostu wyleciała - Grzegorz ujął to w taką, a nie inną formę i część tekstu po prostu wypadła. „Dudek” miał nawet przez moment o to pretensje. Myślę, że szybko mu to przeszło, bo rację miał Grzegorz. :)

Pamiętam, że na pierwszych próbach wcale mi się ta piosenka do końca nie podobała, ale i tu czas pokazał jej wartość. Długo potem miałam przekonanie, że nie potrafię ocenić i przewidzieć życia piosenki, „wyłowić hiciora”. Może nawet do tej pory trochę tak myślę...

Tamte lata to też Pani oryginalny, dość drapieżny image - fantazyjne makijaże i fryzury, czarne skóry... Co Panią zainspirowało, by stworzyć tak charakterystyczny wizerunek? Czy ktoś Pani pomagał w stylizacjach?

– To były czasy, w których nie było stylistów, makijażystów, ani całej armii pomocników artysty, więc to jak wyglądałam, było absolutnie i do końca moim dziełem. Sama obcinałam i farbowałam włosy, robiłam ten makijaż na pół twarzy, szyłam swoje stroje sceniczne - te wszystkie skórzane kurtki, bluzki, staniki, gorsety, nawet niektóre buty sama szyłam. Nie było miejsc, gdzie można byłoby kupić takie rzeczy i to uwalniało pokłady kreacji.

Po tym, jak na pewien czas zniknęła Pani ze sceny, zajęła się Pani między innymi projektowaniem ubrań. Co to były za ciuchy i jaki był ich odbiór w „modowym” świecie?

– Rzeczywiście, miałam swój sklep - galerię, gdzie można było kupić ciuchy inne niż w normalnych sklepach. Część z nich projektowałam sama, niektóre nawet wykonywałam. To nie były ciuchy do szkoły, czy do biura, raczej dość... alternatywne - skóry, pierwsze w Poznaniu spodnie-dzwony, bluzki z żabotami, sukienki-sutanny, itp. Próbowałam robić jakieś pokazy mody, ale to raczej miało charakter zabawy. To jednak ciągle były w Polsce czasy Mody Polskiej, Telimeny i pana Antkowiaka. :)

Po powrocie na scenę, gdy zaczęła Pani rozwijać solową karierę, zmienił się też nieco Pani styl. Pojawiły się szpilki, kolorowe stroje, przez pewien czas miała Pani nawet długie włosy. Co było źródłem tych zmian?

– Poczułam się zdecydowanie bardziej kobieco i chciałam to pokazać. :) Zresztą zawsze byłam i nadal jestem zdania, że mój wizerunek musi być odzwierciedleniem tego, co się dzieje w mojej głowie i sercu. Powinien płynąć z wnętrza, wtedy jest autentyczny. Nadal zdarza mi się ubierać na czarno, nawet w czarne skóry, ale bywa, że nakładam też kolorowe sukienki - wszystko zależy od tego, jaką siłę czuję w sobie. :)

A jak powstają teksty Pani piosenek? Jak na przestrzeni lat zmieniały się ich tematy?

– Moje teksty dojrzewają razem ze mną. Były czasy, kiedy pisałam teksty bardziej publicystyczne, socjologiczne, traktujące raczej o tym, co dookoła. Z czasem zaczęłam skupiać się na tym, co jest we mnie. W żadnym, najszerszym wywiadzie nie mówię o sobie tyle, ile w moich tekstach.

Czyjej muzyki najchętniej Pani słucha? Czy Pani gust się zmienił? Czy ci sami artyści co teraz zachwycali Panią np. w latach 80. czy 90.?

– Gust, nawet muzyczny z czasem musi się zmieniać. Ale myślę, że głównie poszerzył się krąg wykonawców, których słucham. Nadal chętnie słucham dawnego Bowiego, czy Niny Hagen, ale po drodze pojawił się np. Garbage, potem System of a Down, potem Muse, potem PJ Harwey i inni... W muzyce ciągle coś się dzieje, czasem brak czasu, żeby sięgać po płyty artystów, którzy fascynowali nas w młodości.

Wspomniała Pani kiedyś, że wolny czas najczęściej spędza w ogrodzie. Co lubi Pani tam robić? Sadzić kwiaty, przycinać krzewy, czy może odpoczywać w cieniu?

– W moim ogrodzie robię w zasadzie wszystko - od subtelnego pielęgnowania kwiatków do przesiewania kompostu i cięcia drzew. Lubię pracę fizyczną, zastępuje mi ćwiczenia w fitness klubie, których nie znoszę.

Osobiście nie potrafię sobie wyobrazić Pani w przyszłości jako babci w okularach i z drutami w ręku. A czy Pani zastanawiała się kiedyś, jak będzie Pani spędzać czas w wieku np. 80 lat?

– Nie, nie potrafię sobie tego wyobrazić. :) Może nie dożyję takiego wieku? Choć należę raczej do długowiecznej rodziny, mój dziadek dożył 107 lat! Ale jest jeszcze tyle rzeczy, którymi chciałabym się zająć, a nie znajduję na nie czasu, że jestem pewna, że nie będę się nudzić.

Na razie na pewno nie zamierza Pani przestać śpiewać. 18 czerwca 2012 roku miał swoją oficjalną premierę singiel „Po niebieskim niebie”. We wrześniu pojawi się też nowa płyta, czego możemy się na niej spodziewać?

– Koncertowej energii i odrobiny koncertowej magii, bo będzie to płyta koncertowa. Na potrzeby tej płyty zarejestrowałam trzy koncerty w kompletnie różnych warunkach i będę próbowała złożyć je tak, żeby dawały szeroki obraz koncertów Małgorzaty Ostrowskiej.

Pojawią się na niej też niecodzienni goście, po to, żeby stare piosenki zabrzmiały nieco inaczej. Będą też inne niespodzianki....

Wiele Pani podróżowała i podróżuje, chociażby w związku z koncertami. Czy często zagląda Pani na południe Polski? Które z zakątków Małopolski najlepiej Pani pamięta?

– Tak, dość często tu zaglądam, choć na pewno mogłabym częściej. Wielokrotnie deklarowałam, że kocham Kraków z jego muzyką wychodzącą na ulice, z cudownym klimatem Kazimierza i dodam, że to jest miłość, która narodziła się... z niechęci. Kiedyś wydawał mi się zbyt „zamknięty”, nie czułam się tu dobrze. Ale miasta, tak jak ludzie, zmieniają się i ten nowy, bardziej „otwarty” Kraków podoba mi zdecydowanie bardziej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała
Anna Piątkowska-Borek

Fot. Jacek GULCZYŃSKI

Cała prawda o... - najnowsze informacje

Rozrywka